Będzie nowy pełnomocnik
Treść
Im bliżej końca kadencji i nowych wyborów, tym premier Donald Tusk coraz bardziej aktywizuje się w składaniu obietnic. Zapowiedział, że chciałby do końca kadencji rozwiązać sprawę umieszczania w internecie dokumentów wytworzonych przez rząd, które nie są objęte klauzulą tajności. Szanse, że w ciągu kilku miesięcy zostanie zrealizowane to, na co szefowi rządu nie starczyło czasu przez ostanie cztery lata, są praktycznie żadne. Zainteresowanie Donalda Tuska internetem może natomiast szybko poskutkować powołaniem kolejnego w kancelarii premiera, po ministrze Bartoszu Arłukowiczu, "pełnomocnika do spraw koordynacji", który tym razem zajmie się "problemami internetu".
Premier Donald Tusk zaprosił wczoraj do swojej kancelarii przedstawicieli organizacji pozarządowych, przedsiębiorców branży internetowej i blogerów internetowych, z którymi rozmawiał na temat barier rozwoju internetu oraz społeczeństwa informacyjnego. Tak jak Sojusz Lewicy Demokratycznej na kilka miesięcy przed wyborami postanowił zmobilizować swój żelazny elektorat, przypominając, iż jest za afirmacją związków osób tej samej płci, tak też Platforma próbuje przypominać, iż troszczy się o rozwój internetu. Przez cztery lata albo żadnych problemów dla rządu w tej dziedzinie nie było, albo rządzący przypomnieli sobie o problemach na potrzeby nabierającej tempa kampanii wyborczej. Przez kilka ostatnich miesięcy przed wyborami wiele zrobić już się bowiem nie da, naobiecywać można jednak bardzo dużo. Szef rządu zaproponował m.in., aby obywatele otrzymali dostęp za pośrednictwem internetu do dokumentów wytworzonych przez administrację publiczną, takich, które nie zostały opatrzone klauzulą "tajne". - Coś, co powstaje za publiczne pieniądze, jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać na swój, przez siebie wybrany sposób. Jeśli wytwarzamy coś, co jest kategorią informacji publicznej, to jest także własnością wszystkich zainteresowanych - tłumaczył premier. Zaznaczył, iż chciałby, żeby sprawa dostępu do tego typu dokumentów została rozwiązana jeszcze w tej kadencji. Podczas wtorkowego posiedzenia Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o dostępie do informacji publicznej. Szef rządu wyjaśniał, że to, co będzie zakwalifikowane jako informacja publiczna, zostanie w pełni udostępnione. Choć jak się okazuje, nie do końca. Zapowiedział, iż należy określić, jakiego typu informacja wytworzona bądź pozyskana przez instytucje publiczne nie powinna być dostępna, gdyż jej ujawnienie nie byłoby wskazane ze względu na - jak wyjaśniał - interes państwa. Miałoby chodzić na przykład o ekspertyzy dotyczące negocjacji finansowych prowadzonych przez Skarb Państwa. - Jeśli tego typu kategorię wyróżnimy, to ten katalog będzie bardzo precyzyjny. Natomiast wszystko to, co będzie stricte informacją publiczną, powinno być łatwo dostępne i łatwe w przetwarzaniu - tłumaczył Tusk. W kancelarii premiera rozmawiano jednak przede wszystkim o barierach związanych z rozwojem internetu, a także o zapobieganiu przestępczości w internecie - m.in. o blokowaniu szkodliwych treści w sieci dotyczących chociażby pornografii dziecięcej. - Musicie nam pomóc, bo uważam, że my ciągle nie umiemy zdefiniować, co naprawdę jest większym problemem: zagrożenie przestępczością pedofilską w internecie czy sama ingerencja państwa w internecie - mówił premier. Zaznaczył, iż nie jest przekonany, czy w ogóle istnieje możliwość stworzenia prawa, które skutecznie eliminowałoby szkodliwe zjawiska w internecie bez ograniczania wolności i swobód obywatelskich. Szef rządu dostawał jednak od współdyskutantów zapewnienia, iż wprowadzenie takiego prawa jest możliwe.
Na koniec czerwca zapowiedziano już kolejne - z udziałem szefa rządu - spotkanie w sprawach internetu z organizacjami pozarządowymi. Od swoich rozmówców Donald Tusk dostał wczoraj zielone światło do powołania kolejnego pełnomocnika w rządzie, który tym razem miałby się zająć kwestiami rozwoju internetu i społeczeństwa informacyjnego. Premier, szykując być może kolejny widowiskowy transfer do Platformy z innej partii, nowego gracza będzie mógł skusić wysokim stanowiskiem z nawet 10-tysięczną pensją.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2011-05-19
Autor: jc