Ani Czuma szeryfem, ani Polska Dzikim Zachodem
Treść
Z Andrzejem Derą, posłem Prawa i Sprawiedliwości z sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, rozmawia Anna Ambroziak
Za ministrem sprawiedliwości Andrzejem Czumą ciągną się długi, w które popadł, mieszkając w USA. W wykazie uregulowanych należności nie ma żadnych informacji o ich spłacie... Wcześniej minister zapewniał, że żadnych zaległych zobowiązań w USA nie ma, nie wykazał też długów w oświadczeniu majątkowym.
- To tylko świadczy o tym, że mamy do czynienia z upadkiem etosu. Okazuje się, że ludzie, którzy kiedyś przyjęli aktywną postawę w walce z komuną, potem gdzieś ten system wartości zagubili.
Czuma to człowiek z nieciekawą przeszłością, o czym świadczą długi, jakie zostawił w USA. Są osoby, które to poświadczają. Długi można w życiu mieć, a nawet można mieć problemy z ich spłacaniem, bo to jest ludzkie i życiowe. To się ludziom zdarza. Ale najgorsze w tej całej sprawie jest to, że polityk, który jest ministrem sprawiedliwości, kłamie i mówi, że żadnych zobowiązań nie ma, i potwierdza to wciąż, nawet wtedy, gdy już jest udowodnione, że jest inaczej. Minister Czuma nie jest osobą wiarygodną. Świadczą o tym też inne fakty. Dobry polityk to także ten, który wie, czego ma nie mówić. A przypomnijmy sobie jego wypowiedź dotyczącą Pakistanu, ambasada pakistańska była oburzona słowami Czumy, który powiedział - komentując sprawę zamordowanego przez talibów w Pakistanie polskiego inżyniera, że "władza pakistańska sprzyja tym bandytom".
To była wypowiedź skandaliczna i niedopuszczalna, wypowiedź, po której polityk w stopniu ministra powinien być natychmiast zdymisjonowany. Prawda jest taka, że człowiek, któremu media udowadniają, że kłamie, po prostu nie powinien być politykiem.
Długi to nie pierwsza wpadka pana ministra, zasiada on w radzie nadzorczej prywatnej firmy Elektron należącej do syna, co jest sprzeczne z zapisami tzw. ustawy antykorupcyjnej (mimo że syn deklaruje, iż to "mikroskopijna firemka", a ojciec nie czerpał żadnych korzyści z członkostwa w radzie). Zaufania nie budzi też i to, że minister Andrzej Czuma spóźnia się z rozliczeniami finansowymi swojego biura, otacza się w resorcie członkami rodziny, co jest swoistym nepotyzmem. To wszystko tylko świadczy o tym, że ten człowiek nie zna się na wymiarze sprawiedliwości i nie ma żadnej jego wizji.
Można to przedstawić obrazowo: ktoś kiedyś znalazł porzuconą gwiazdę szeryfa i próbował ją wypucować. Ale Polska to nie Dziki Zachód, zmienił się system i mechanizmy. Minister sprawiedliwości, który powinien być wzorem przestrzegania prawa, prawo łamie. Popatrzmy, co się stało w USA, w kraju, z którego przyjechał Czuma: ministrem finansów nie została tam osoba, której udowodniono, że na czarno zatrudnia pomoc domową. Ta osoba nie była już wiarygodna, by pełnić funkcję ministra.
Donald Tusk jest podobno rozgoryczony ogólnym postępowaniem Czumy.
- Myślę, że te informacje, które przewijają się w mediach o rozgoryczeniu premiera, są przesadzone. Nie rozumiem, dlaczego premier Tusk miałby być rozczarowany postępowaniem swego ministra? Przecież jeszcze nie tak dawno deklarował, że Czuma został prześwietlony przed nominacją jak nikt inny w tym rządzie?
Myślę, że jeżeli premier daje Czumie 60 dni, to już jest to dowód na to, że tak naprawdę ten czas daje sobie po to, by znaleźć następcę na fotel ministra sprawiedliwości. Sondaże wykazują, że 70 proc. społeczeństwa ministrowi Czumie nie ufa.
Po tym wszystkim widać, że jego wybór był bardzo ryzykownym wyborem z "łapanki". Teraz sytuacja dla premiera jest jeszcze bardziej trudna, bo po odwołaniu tego ministra musi szukać następnego.
Pańskim zdaniem, tak częsta rotacja w resorcie pokazuje słabość rządu? Posłowie Platformy nie ukrywają bynajmniej, że nie mają nic przeciwko odwołaniu swego klubowego kolegi...
- To wszystko świadczy o tym, że Platforma Obywatelska nie ma silnego zaplecza, ma bardzo krótką ławkę i bardzo poważne problemy personalne.
Pokazuje też i to, że PO elementarne standardy, które powinien mieć przedstawiciel rządu, po prostu zaniża. Powołanie człowieka, który ma niejasną przeszłość za sobą, osłabia całą partyjną formację, która go na to stanowisko desygnowała.
Poświadcza to coraz mniej ukrywana irytacja posłów PO.
Kto miałby zastąpić ministra Czumę?
- Gdyby premier miał zaplecze i miał ludzi, dymisja już zostałaby Czumie udzielona. Dramat polega na tym, że nie ma go kim zastąpić, więc uprawia się politykę: lepiej mieć Czumę niż nikogo. Poza tym PSL nie ukrywa, że chętnie widziałoby na tym stanowisku kogoś ze swojego klubu. Ale to będą już decyzje koalicji.
Minister tłumaczy, że publikacja o jego długach to zemsta za działalność polityczną.
- To, o czym mówi dziś minister Czuma, to dorabianie pewnej historii do realnych i niezaprzeczalnych faktów: to próba uwiarygodnienia swoich czynów. Prawda jest jednak zupełnie inna. Po pierwsze, pokazuje totalną słabość struktur państwa. Osoba, która jest nowo mianowanym ministrem, musi przejść pewną procedurę weryfikacyjną. I teraz można zadać pytanie: albo tego procesu minister Czuma w ogóle nie przeszedł, co byłoby skandalem, albo przeszedł go w sposób nierzetelny. Po prostu nie wyobrażam sobie sytuacji, w której premier, wiedząc o tym, co się działo w USA - o problemach z prawem i zaległych długach, mógł się zdecydować na taką, a nie inną kandydaturę.
Co do sprawy Olewnika... To mówienie na wyrost. Można się bać kogoś, kto zaczął coś robić, a Czuma tak naprawdę ledwo rozpoczął urzędowanie. Prawdziwym kluczem do przyspieszenia działań prokuratury w tej sprawie jest nie to, że ministrem jest Andrzej Czuma, tylko to, że powstaje komisja śledcza.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-16
Autor: wa