"Anakonda" wywabiła saperów
Treść
Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik
Wczoraj do akcji wkroczyli saperzy i śmigłowce bojowe. Od kilku dni na poligonach i Bałtyku siły Wislandii ćwiczą odparcie agresji i skuteczny kontratak.
W ćwiczeniach „Anakonda-14” bierze udział 12,5 tys. żołnierzy z dziewięciu państw, m.in. Czech, Kanady, Holandii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Działają na lądzie, w wodzie i w powietrzu. Do dyspozycji mają 126 transporterów opancerzonych, 15 haubic i wyrzutni artyleryjskich, 53 zestawy przeciwlotnicze, 25 samolotów, 17 śmigłowców i 17 okrętów. Manewry potrwają do 3 października na poligonach w Drawsku Pomorskim, Nowej Dębie, Orzyszu, Ustce i w akwenie Morza Bałtyckiego.
Scenariusz ćwiczenia zakłada, że pomiędzy dwoma blokami państw doszło do konfliktu o złoża surowców naturalnych. Zabiegi dyplomatyczne nie przyniosły rozwiązania sporu. Doszło do działań zbrojnych. Zadaniem sił „niebieskich” jest odparcie agresji przeciwnika i skuteczny kontratak.
W kolejnym dniu manewrów do akcji wkroczyły załogi śmigłowców bojowych z 49. Bazy Lotniczej. W ciągu zaledwie 15 minut od ogłoszenia alarmu bojowego były gotowe do wykonywania zadań. Podczas odbywających się ćwiczeń działają jako QRF (Quick Reaction Forces), czyli siły szybkiego reagowania. Ich głównym zadaniem jest bezpośrednie wsparcie lotnicze na wezwanie CAS (ang. Close Air Support). Ćwiczone są też procedury związane z wezwaniem z pola walki CCA (ang. Close Combat Attack), które drogą radiową przekazywane jest od żołnierza naprowadzającego statki powietrzne na cele naziemne (JTAC – ang. Joint Terminal Attack Controller).
Wczoraj na poligonie w Orzyszu rejon obrony 12. Brygady Zmechanizowanej przygotowywali żołnierze z 5. Pułku Inżynieryjnego ze Szczecina. Saperzy pojawiają się w zagrożonym rejonie na długo przed jednostkami liniowymi. Budują stanowiska dowodzenia i obozowiska dla wojsk, zapory inżynieryjne, pola minowe i umocnienia.
Pola minowe
– Jednym z najważniejszych zadań poddziałów inżynieryjnych jest zapewnienie zdolności przetrwania wojsk własnych. Budujemy zapory inżynieryjne, w tym zapory minowe czy fortyfikacyjne, oraz niszczymy, gdy trzeba, drogi i przeprawy – wyjaśnia por. Mariusz Rybski, dowódca kompanii inżynieryjnej z 2. Batalionu Inżynieryjnego 5. Pułku Inżynieryjnego ze Szczecina.
Ćwiczenia „Anakonda-14” są dla saperów niepowtarzalną okazją do praktycznego szkolenia w nieznanym im terenie.
– Moja kompania do tej pory nie ćwiczyła na poligonie w Orzyszu. Najbliżej nam na poligon drawski i to przede wszystkim tam się szkoliliśmy. Teraz mamy okazję w praktyce realizować zadania wsparcia inżynieryjnego działań obronnych i opóźniających. Jeśli trzeba zbudować drogę, to ją budujemy. Jeśli postawić pole minowe, to przy użyciu min ćwiczebnych TM62M je stawiamy – opowiada. Szczecińscy saperzy, których na poligonie w Orzyszu pojawiło się kilkuset, przywieźli ze sobą sporo sprzętu inżynieryjnego, w tym spycharkoładowarki SŁ34, koparki samochodowe K407, uniwersalne maszyny inżynieryjne, spycharki ciężkie DZ27S oraz mosty towarzyszące BLG-47. Manewry „Anakonda-14” trwają już od pięciu dni. W niedzielę ponad 300 polskich i brytyjskich spadochroniarzy wykonało desant spadochronowy na poligonie w Drawsku Pomorskim. Przeprowadzono go z pięciu samolotów CASA C-295. Oprócz żołnierzy 6. Brygady Powietrznodesantowej desantowani zostali także brytyjscy spadochroniarze Regimentu Spadochronowego. Wraz ze spadochroniarzami zrzucone zostało także kilkaset kilogramów zaopatrzenia: amunicja, moździerze 60 milimetrów i wiele innego niezbędnego do działania sprzętu. Całością działań wojsk powietrznodesantowych dowodzi polski dowódca batalionu. W skład jego pododdziału wchodzą kompanie polska, brytyjska oraz amerykańsko-kanadyjska. Zgodnie z ustalonym wcześniej scenariuszem żołnierze tych dwóch ostatnich krajów dołączyli do działania na ziemi już po wylądowaniu desantu spadochronowego. Międzynarodowy batalion złożony z żołnierzy polskich, brytyjskich, amerykańskich i kanadyjskich będzie ćwiczył przez kolejne dwa dni.
Do akcji ruszyły okręty bojowe: fregata rakietowa ORP „Gen. T. Kościuszko”. W morze wyszedł okręt podwodny ORP „Kondor”, który wcielił się w rolę wrogiej jednostki blokującej szlaki transportowe. Dowódca okrętu podwodnego będzie robił wszystko, żeby nie zostać wykryty przez poszukujące go okręty i śmigłowce oraz wykonać atak torpedowy na jednostki pływające strony przeciwnej. Okręty podwodne są w stanie efektywnie sparaliżować ruch jednostek pływających po morskich szlakach żeglugowych czy też zablokować dużą bazę morską.
Rola szpicy
Wczoraj szef BBN Stanisław Koziej odniósł się do publikacji niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”, który napisał, że wysocy rangą wojskowi wyrażają wątpliwości co do możliwości wdrożenia przyjętego na ostatnim szczycie NATO Planu Działań na rzecz Gotowości (Readiness Action Plan), wskazując na organizacyjne i finansowe trudności. Według gazety, na posiedzeniu Komitetu Wojskowego NATO w Wilnie najwyższy rangą wojskowy USA, generał Martin Dempsey, miał krytycznie ocenić możliwości Sojuszu i powiedzieć m.in., że uzyskanie gotowości do akcji w ciągu 48 godzin jest nierealne. Jak wyjaśniał, realizacja tego punktu musiałaby oznaczać, że żołnierze mają spać w mundurach. Według gazety, NATO prawdopodobnie nie będzie w stanie wywiązać się z udzielonych na szczycie gwarancji bezpieczeństwa dla Polski i państw bałtyckich. Zdaniem Kozieja, są to normalne rozważania i dyskusje między generałami.
– To nic dziwnego. To jest w tej chwili zastanawianie się, w jaki sposób zrealizować postanowienia z Newport. Na pewno to nie będzie łatwe, proste, szybkie itd. – ocenił szef BBN. Natomiast wypowiedzi generałów są kwestią, która musi zostać rozstrzygnięta za oceanem między władzą polityczną a wojskową w USA. Koziej wypowiedział się również o tzw. szpicy, czyli liczącej kilka tysięcy żołnierzy sile NATO przeznaczonej do działania w ciągu dwóch dni. – Szpica nie jest od tego, żeby reagować, jak się jakiś zielony ludzik zjawi czy jakiś dywersant, a nie daj Boże, gdyby czołgi miały wjechać. Istota szpicy polega na tym, że ona jest instrumentem władz politycznych Sojuszu Północnoatlantyckiego do reagowania w sytuacji, kiedy pojawiają się objawy kryzysu, gdy wzrasta zagrożenie – wyjaśnił Koziej. Szpica ma być demonstracją wobec ewentualnego przeciwnika, by zniechęcić go do wcielania w życie swoich planów. – Szpica nie jest sposobem bojowego reagowania na zaistniałą już agresję, tylko jest sposobem demonstracji polityczno-strategicznej woli sojuszu przeciwstawiania się nadchodzącemu zagrożeniu – powiedział szef BBN.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik, 30 września 2014
Autor: mj