Przejdź do treści
Przejdź do stopki

A teraz mecz o wszystko

Treść

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski doczekali się zwycięstwa w prestiżowym turnieju Masters Cup w Szanghaju. Wczoraj polscy tenisiści pokonali czesko-indyjski debel Lukas Dlouhy, Leander Paes 7:6 (7-2), 6:3 i zachowali szansę awansu do półfinału imprezy. Ba, sami nie ukrywają, iż ich celem jest walka o finał. Występujący w Grupie Złotej nasi reprezentanci wiedzieli, iż wczorajszy mecz będzie typową batalią o wszystko (rywale znajdowali się w identycznej sytuacji): wygrany pozostawał w grze, pokonany mógł już powoli pakować bagaże. Stąd obie pary wyszły na kort z balastem nerwów i niepewności, szczególnie na początku starając się za wszelką cenę zachować własny serwis, mało przy tym ryzykując. Dlouhy i Paes mimo to mieli trzy okazje na przełamanie podania Polaków, na szczęście ta sztuka się im nie udała. O wyniku miał zatem rozstrzygnąć tie-break. Przy stanie 1-1 prosty błąd przy siatce popełnił Hindus, to go zdeprymowało, a naszym dodało wiatru w żagle. Dwie kolejne piłki padły ich łupem, objęli prowadzenie 4-1 i stało się jasne, iż w takiej formie i z takim nastawieniem zaliczki tej nie stracą. Drugi set rozpoczął się dla Polaków źle. Świetnie dysponowani przeciwnicy przełamali serwis Fyrstenberga w czwartym gemie, zdobywając solidną przewagę - 3:1. Ale w tym momencie nasi skupili się i skoncentrowali, wygrali kolejnego gema przy podaniu Czecha i zaczęli swój koncert. Już do końca seta i - jak się okazało - meczu grali rewelacyjnie, praktycznie się nie myląc, wychodziło im niemal wszystko, każde zagranie, a przeciwnicy nie byli w stanie znaleźć skutecznej recepty. - Mecz był dla nas ciężki, graliśmy z ogromną presją psychiczną, bo porażka eliminowałaby nas z turnieju. A przyjechaliśmy tu walczyć o finał. Ale taki jest tenis - jeden mecz i koniec marzeń. Świetny mecz zgrał Leander Paes, dziś słabszym ogniwem w ich teamie był Lukas Dlouhy i to wykorzystaliśmy. Wygraliśmy zasłużenie. Mimo że szybko przełamali nasz serwis w drugim secie, czuliśmy, że nasza przewaga rośnie z gema na gem. Teraz przed nami mecz o wszystko. Kolejny taki w tym sezonie - napisali Polacy na swym oficjalnym blogu. Wczorajsze zwycięstwo było ich historycznym, bo pierwszym w Masters Cup (dwa lata temu w swym debiucie w tej imprezie doznali trzech porażek). W niedzielę nasi ulegli 6:7 (4-7), 7:5, 4:10 Kanadyjczykowi Danielowi Nestorowi i Serbowi Nenadowi Zimonjicowi, jutro zmierzą się ze Szwedem Jonasem Bjoerkmanem i Kevinem Ullyettem z Zimbabwe. Jeśli ich pokonają - awansują do półfinału. Wczoraj Bjoerkman i Ullyett przegrali z Nestorem i Zimonjicem 1:6, 4:6, którzy są już pewni gry w kolejnej rundzie. Emocji nie zabrakło także w rywalizacji singlistów. Drugie zwycięstwo w Grupie Czerwonej odniósł Szkot Andy Murray, który w dobrym stylu pokonał Francuza Gilles'a Simona (niedawnego sensacyjnego pogromcę Szwajcara Rogera Federera) 6:4, 6:2. Sam Federer dość niespodziewanie zmierzył się z Czechem Radkiem Stepankiem. Niespodziewanie, bo jego rywalem powinien być Andy Roddick. Amerykanin skręcił jednak lewą kostkę na treningu i musiał wycofać się z turnieju. Zastąpił do Stepanek i sprawił sporo kłopotów faworytowi. Szwajcar jednak wygrał 7:6, 6:4 i dzięki temu wciąż ma szansę obronić tytuł wywalczony przed rokiem. W kolejnym meczu musi jednak pokonać Murraya, co - biorąc pod uwagę dyspozycję obu panów - wcale nie wydaje się tak oczywiste. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-11-13

Autor: wa