10 miliardów w dwa lata
Treść
Od przyszłego roku pełną parą ma ruszyć reforma finansów publicznych. W jej ramach zlikwidowane zostaną wszystkie samorządowe fundusze celowe oraz zakłady budżetowe i gospodarstwa pomocnicze. Minister finansów nie przewiduje znaczących kosztów reformy. W ciągu dwóch lat oszczędności na zarządzaniu publicznymi pieniędzmi mają za to sięgnąć 10 miliardów złotych. Premier Jarosław Kaczyński i minister finansów, wicepremier Zyta Gilowska przedstawili wczoraj założenia projektu reformy finansów publicznych. Reforma finansów publicznych koncentruje się przede wszystkim na zmianie organizacji tego sektora. W efekcie zlikwidowany zostanie szereg instytucji wydających dziś publiczne pieniądze. - Polskie finanse publiczne potrzebują konsolidacji, uporządkowania i sytuacji, w której grosz publiczny będzie lepiej pilnowany niż dotychczas - powiedział premier Jarosław Kaczyński. Najlepiej - jak zaznaczył - pilnowane są pieniądze, które przechodzą przez budżet państwa, a słabiej - przez instytucje wydające środki publiczne poza budżetem. I jak podkreślił nie chodzi tutaj o nadużycia, ale o zwykłą ocenę racjonalności wydatkowania pieniędzy. W konsekwencji przewiduje się m.in. likwidację wszystkich samorządowych funduszy celowych, wszystkich wojewódzkich funduszy ochrony środowiska i gospodarki wodnej, a także zakładów budżetowych i gospodarstw pomocniczych, określanych przez minister finansów Zytę Gilowską jako "archaiczne jednostki, które się wywodzą z głębokiego socjalizmu". Zniknie również część centralnych funduszy celowych. Pozostaną natomiast agencje rolne. Środki, które zasilały dotychczas likwidowane instytucje, trafią do budżetów jednostek samorządowych - gmin i województw. Znikną instytucje, a nie zadania Likwidacji nie ulegają jednak zadania, jakimi do tej pory zajmowały się instytucje, które wkrótce znikną. Jak wyjaśniała Gilowska, to dysponenci środków, a więc samorządy, zdecydują, w jaki sposób zadania te zostaną wykonane. Według zapewnień minister finansów reforma nie powinna wiele kosztować, a w niedługim czasie z jej realizacji osiągniemy zyski. - Wprowadzamy reformę, by zaoszczędzić. Nie przewidujemy jej znaczących kosztów. Zakładamy, że w perspektywie 2 lat oszczędności sięgną 1 proc. PKB - stwierdziła Gilowska. Oznacza to, że oszczędności sięgną 10 miliardów złotych. Według niej, zostały one skalkulowane bardzo skromnie i w rzeczywistości oczekiwane są wyższe. Minister finansów zapowiedziała również stworzenie audytu zewnętrznego analogicznego do audytu finansowego prowadzonego w spółkach. Coroczną i obligatoryjną kontrolę finansów instytucji centralnych prowadzić miałaby Najwyższa Izba Kontroli, a jednostek samorządowych - Regionalne Izby Obrachunkowe. Zagrożenie dla elit politycznych? Reforma miałaby ruszyć pełną parą od przyszłego roku, kiedy weszłaby w życie nowelizacja ustawy o finansach publicznych, a także ustawy jej towarzyszące. Do tego, by projekty ustaw stały się obowiązującym prawem, droga jednak daleka. Muszą one najpierw przejść ścieżkę parlamentarną. A okazać się ona może bardzo wyboista. Nie ukrywa tego premier Jarosław Kaczyński, który mówiąc o konieczności przeprowadzenia reformy finansów, jasno stwierdził: - Jest to przedsięwzięcie politycznie skomplikowane, bo narusza interesy tzw. klasy politycznej, wszystkich partii. Narusza w tym sensie, że różne rozproszone fundusze publiczne znajdowały się pod niemałym wpływem klasy politycznej, a na wydatki wpływała determinacja o charakterze politycznym. My z tym kończymy - mówił premier. Zaznaczył jednak, że zapewne podczas sejmowych prac nad zgłoszonymi projektami ustaw pojawią się poprawki, które w jakimś stopniu będą zmierzać do zmniejszenia dolegliwości reformy, zwłaszcza dla lokalnych elit politycznych. - Będziemy się temu przeciwstawiać i apelować o poczucie patriotyzmu - powiedział Kaczyński. Jak wyjaśniał, tylko świadomość, iż dzięki tej reformie można coś dobrego zrobić dla Polski, pozwoli na jej przejście przez Sejm. Poparcie dla zapowiadanej reformy zadeklarowali koalicjanci PiS - Liga Polskich Rodzin - Samoobrona. Lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk proponowane przez rząd zmiany określił jako kosmetyczne. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2007-04-05
Autor: wa